Siedziałam
w domu i przeglądałam gazetkę z wózkami dla dzieci. Do porodu
zostało jeszcze dużo czasu, ale chciałam mieć wszystko
przygotowane. Do domu wszedł zdenerwowany Pit.
-Kochanie
co się stało?- odłożyłam gazetkę i podeszłam do niego.
-Ten
kretyn Aleks śmiał przyjść do mnie i mówić, że się
całowaliście we Włoszech!
A
jednak. Dobrze, że zrobiłam to pierwsza, bo inaczej nie wiem w co
by Piotrek uwierzył. Chciałam go jakoś uspokoić. Przytuliłam go,
a on odwzajemnił uścisk. Spojrzałam mu w oczy i pocałowałam.
Westchnął.
-Nie
chciałem cię denerwować, ale się wkurzyłem. Przepraszam- położył
mi ręce na policzkach.
-Nie
ma za co- uśmiechnęłam się.
-A
co robiłaś zanim ci przerwałem?
-Oglądałam
wózki.
-Ooo-
wziął gazetkę i posadził mnie sobie na kolanach.
Chwilę
przerzucał strony i odrzucał wszystko po kolei. W końcu jednak
wskazał ten, który najbardziej mu się podoba.
-Ale
on jest zielony- narzekałam.
-No
dla chłopaka jak znalazł.
-A
jak będzie dziewczynka? Nie lepiej niebieski kupić? Uniwersalny.
-W
sumie racja- zaśmiał się.
-Wolałbyś
chłopca?
-Mi
to obojętne. Najważniejsze, żeby dziecko było zdrowe- uśmiechnął
się i pocałował mnie.
Wtuliłam
się w Pita. Przy nim czułam się bezpiecznie. Chciałam, żeby to
trwało jak najdłużej, ale zadzwonił dzwonek. Westchnęłam i
poszłam otworzyć.
-O
cześć braciszku- uśmiechnęłam się.
-Cześć
Inia- pocałował mnie w policzek i wszedł.
-Co
cię sprowadza?
-Musimy
jechać na Białoruś- zaczął zdenerwowany- Mama miała wypadek i
leży w szpitalu w ciężkim stanie.
-Co?-
zdenerwowałam się.
-Kochanie
spokojnie- Pit mnie objął- Nie wolno ci się denerwować- gładził
mnie po ramieniu.
-Alek
ja pojadę sama- powiedziałam cicho.
-Nie
ma mowy. Jadę z tobą.
-Masz
mecz w niedzielę. Drużyna cię potrzebuje. Zostań dam sobie radę
sama. Najwyżej dołączysz po meczu o ile trener ci pozwoli.
-Niech
będzie chociaż nie podoba mi się to.
Przytulił
mnie, a mnie wtedy naszło jedno pytanie.
-Alek,
a czemu ty o tym wiesz, a ja nie?
-Tata
nie chciał cię denerwować, bo spodziewasz się dziecka. Ja też
długo się zastanawiałem czy ci mówić, ale uznałem, że masz
prawo wiedzieć.
-Dobrze
uznałeś, a tak w ogóle co to za wypadek?
-Jakiś
kretyn potrącił ją na przejściu.
Chwilę
jeszcze porozmawialiśmy, a potem brat wyszedł. Wzięłam laptopa i
zaczęłam szukać najbliższego pociągu na Białoruś. Miał być
następnego dnia wieczorem. Środkowy przytulił mnie.
-Najchętniej
pojechałbym z tobą.
-Musisz
pomóc drużynie. Dam sobie radę- położyłam mu ręce na
policzkach i pocałowałam.
Mąż
pomógł mi się spakować. Bałam się o mamę. Z tego co Alek mówił
była w ciężkim stanie i najbliższe 24 godziny miały zadecydować
o jej życiu. Następnego dnia byłam cała w nerwach. Nie mogłam
sobie znaleźć miejsca i chciałam już jechać na Białoruś. W
końcu Pit wrócił z treningu i zawiózł mnie na dworzec.
-Zadzwoń
jak będziesz coś wiedzieć i uważaj na siebie- przytulił mnie-
Nie dźwigaj nic, nie denerwuj się- wyliczał dalej.
-Kochanie
wiem, że jestem w ciąży i znam swoje ograniczenia.
-Będę
tęsknił.
-Ja
też- pocałowałam go.
Wsiadłam
do pociągu i pojechałam. Próbowałam się dodzwonić do ojca, ale
nie odbierał. Dopiero za piątym razem udało mi się z nim
porozmawiać.
-Tato
czemu nie odbierałeś?- mówiłam po rosyjsku.
-Inia-
wyczułam, że płacze- Mama jest w bardzo ciężkim stanie. Przez
noc pogorszyło jej się. Lekarze nie dają jej zbyt dużo szans na
przeżycie.
-Niedługo
będę.
-Czekam.
Rozłączyłam
się i rozpłakałam. Nie chciałam jej stracić, jednak gdyby
odeszła, a ja bym się z nią nie pożegnała nie wybaczyłabym
sobie tego. Podróż dłużyła mi się strasznie. Chciałam już być
przy niej, wziąć za rękę. Gdy dotarłam na miejsce razem z
walizką pojechałam do szpitala. Na korytarzu zastałam ojca.
-Tato-
podbiegłam do niego- Co z mamą?
-Inga-
przytulił mnie- Nie wiem. Lekarze u niej są.
Czekałam
na korytarzu. W końcu pojawili się.
-Panie
doktorze co z moją mamą?
-Pani
Achrem?
-Nie
to znaczy tak.
-To
jak w końcu?- nie rozumiał.
-Achrem
to moje panieńskie nazwisko, ale to teraz nie ważne. Co z moją
mamą?- powtórzyłam pytanie.
-Pani
mama jest w bardzo ciężkim stanie. Nie możemy dać gwarancji, że
przeżyje.
Po
policzku poleciały mi łzy. Nie wierzyłam w to co się dzieje.
-Tato,
ale kto ją potrącił?
-Nie
wiadomo. Uciekł z miejsca wypadku. Inia jesteś w ciąży, masz za
sobą długą drogę. Jedź do mieszkania odpocząć.
-Nie
zostawię mamy.
-Musisz
dbać o dziecko- położył mi ręce na ramionach- Zawiadomię cię
jakby coś się działo.
-No
dobra- pocałowałam go w policzek i wyszłam.
Wzięłam
taksówkę i po 15 minutach byłam w mieszkaniu. Wstawiłam walizkę
do swojego starego pokoju. Spojrzałam na półkę, gdzie było moje
zdjęcie z mamą. Wzięłam je do ręki i po moim policzku znów
poleciały łzy. Szybko je otarłam i wyszłam się przewietrzyć.
Zadzwonił mi telefon. Alek.
-Inia
miałaś zadzwonić jak dotrzesz- powiedział na wstępie.
-Przepraszam.
Pojechałam od razu do szpitala.
-I
co z mamą?
-Jest
w ciężkim stanie. Lekarze nie dają żadnej gwarancji, że
przeżyje. Alek boję się.
-Spokojnie.
Nie możesz się denerwować.
-Jak
mam się nie denerwować?! Moja mama leży w szpitalu i nie wiadomo
czy przeżyje!
-Nasza
mama!
Zakręciło
mi się w głowie i mało nie upadłam. Usiadłam na ławce i
podniosłam telefon do ucha.
-Halo
Inga?
-Już
jestem.
-Co
się dzieje?
-To
nic. Zakręciło mi się w głowie. Nie mów Piotrkowi proszę.
Wstałam
z ławki, ale to był błąd. Tym razem straciłam przytomność. Nie
wiem po jakim czasie się ocknęłam. Zobaczyłam nad sobą znajomą
postać.
-Inia
wszystko dobrze?- spytał z troską w głosie.
-Nie-
odpowiedziałam- Co ty tu robisz?
Przepraszam za porę, ale spotkanie z mistrzem polski i wszystko jasne :D Dziś w szkole u mnie był Perłowski i było super ;) Wytypował mnie do konkursu mam z nim zdjęcie :D Żyć nie umierać. Ok nie zanudzam was. 10 komentarzy=nowy rozdział