sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział LIX

     W oczach stanęły mi łzy. Piotrek patrzył na mnie i widziałam, że zaczyna płakać. Wtedy przytuliłam mocno Lizkę.
-Kochanie jesteś moja i nikt mi cię nie zabierze- powiedziałam i pocałowałam ją w główkę.
-Co?- środkowy podniósł gwałtownie głowę- Ale w takim razie czemu płaczesz?
-Ze szczęścia.
Uśmiechnął się, podszedł do mnie i przytulił. Podziękowaliśmy lekarzowi i wróciliśmy do domu. Ani na chwilę nie wypuściłam córki z objęć. Wiedziałam, że jest moja i chciałam teraz się nią cieszyć. Mąż usiadł obok i objął mnie. Zadzwonił dzwonek. Wzięłam głęboki oddech, a Piotrek poszedł otworzyć. Po chwili do salonu wszedł Alek.
-Cześć siostra- przytulił mnie i położył rękę na głowie małej.
-Cześć braciszku.
-Mów jakie wyniki- od razu przeszedł do rzeczy.
Na początku chciałam go nabrać, ale po chwili uznałam, że nie będę robić sobie żartów z tak poważnej sprawy.
-Jest moja. Tylko moja.
-Nasza- podszedł uśmiechnięty Pit.
-O matko jaka ulga. Mogę ją potrzymać?
-Wiesz nawet ja jej jeszcze na rękach nie miałem odkąd poznaliśmy wyniki. Nie chce oddać teraz Elizy.
-Inia bratu nie dasz potrzymać chrześnicy?
Gdy pokręciłam przecząco głową zrobił błagalne oczka. Odwróciłam wzrok, bo zawsze im ulegałam.
-Siostra.
-Uch no dobra, ale tylko na chwilkę.
Uśmiechnął się szeroko i przejął małą ode mnie. Spojrzałam na męża. Był naburmuszony. Zaśmiałam się tylko. Wtedy znów zadzwonił dzwonek.
-Alek daj mi Lizkę.
-Czemu?
-To pewnie ta kobieta. Musimy sprawić wrażenie jakby nie było tych testów. Ona nie ma pojęcia, że je zrobiliśmy i musimy ją podpuścić. Chcę zobaczyć co kombinuje.
-Fakt- oddał mi Elizę.
-Schowaj się w kuchni.
Posłusznie wstał i poszedł. Gdy Anna weszła do pokoju z Arletą na rękach miałam ochotę wstać i wyszarpać ją za te kudły, jednak powstrzymywał mnie przed tym fakt, że miałam córkę na rękach. Uśmiechała się i trzymała w ręku kopertę.
-Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale tak jak mówiłam mała jest chora i trzeba z nią jeździć po lekarzach.
-Może mi pani dać akt urodzenia?- Piotrek już się niecierpliwił.
-A tak. Oto on.
Środkowy przejął kopertę i ją otworzył. Czytał wszystko. Widziałam, że zacisnął jedną dłoń w pięść. W końcu spojrzał na mnie. Nie miałam pojęcia co planuje.
-Ale Lizka urodziła się w szpitalu Pro Familia.
-Nie to niemożliwe- widziałam, że się przeraziła.
-Chyba wiem gdzie rodziła moja żona. Proszę nie robić ze mnie durnia.
-Ale przecież wszyscy mówili, że rodziła gdzie indziej!
-Kto mówił? To sama tani nie wiedziała? Przyszła pani do nas taka pewna tego, że podmienili nam dzieci w szpitalu, a wychodzi na to, że to było kłamstwo.
Nie wiedziała co ma robić. Gotowało się we mnie, ale nadal trzymałam córkę i nie mogłam nic zrobić. Chciałam wezwać policję. Niech wezmą już tę oszustkę do więzienia, bo nie chcę jej więcej widzieć na oczy.
-Może się pomyliłam.
Chciała wyjść, ale Piotrek złapał ją.
-Nigdzie pani nie pójdzie póki nie porozmawia pani z policją.
-Nie będę jechać na komisariat.
Wyrywała się strasznie. Widać już było, że to oszustka. Zrzuciła maskę matki, która chce odzyskać swoje dziecko. Zadzwonił dzwonek. Mąż starał się trzymać Annę, a ja poszłam otworzyć. Za drzwiami stała policja. Stałam przez chwilę jak wryta. Po chwili koło mnie pojawił się brat i uśmiechał się.
-Proszę tędy.
-Alek co się dzieje?
-Zadzwoniłem po policję. Trzeba w końcu ją zamknąć.
-Jesteś kochany.
-Wiem.
Pokręciłam tylko głową i udaliśmy się z policjantami do salonu. Gdy Anna ich zobaczyła przeraziła się.
-Ta pani chciała nas oszukać i porwać nasze dziecko.
-Wydaje mi się, że to może być członkini grupy przestępczej, która porwała już czwórkę dzieci- dodał Alek.
-Pójdzie pani z nami.
-Nie ma mowy! Muszę zająć się dzieckiem.
-Zajmą się nim na komisariacie. Państwo też będą musieli pojechać, żeby złożyć zeznania.
-Kiedy?
-Jak najszybciej.
-Może być jutro?- spytałam z nadzieją.
-Oczywiście.
Gdy wyszli usiadłam spokojnie na kanapie, a po moich bokach siatkarze. Widziałam, że im też ulżyło. Następnego dnia wzięliśmy wolne i pojechaliśmy złożyć zeznania. Okazało się, że Anna tak się wystraszyła policji, że wsypała całą paczkę.
-Dziękujemy państwu. Gdyby nie wasza pomoc nie złapalibyśmy jej i nadal porywałaby małe dzieci.
-To nic dziwnego. Próbowała zabrać nam córkę.
-Oczywiście. Mógłbym mieć do państwa jeszcze jedną prośbę?
-A jaką?
-Mogę prosić o autografy? Moja córka jest wielką fanką siatkówki.
-No jasne- zaśmiałam się.
Podpisaliśmy się i wróciliśmy do domu. Mój brat też pojechał do nas. Gdy weszliśmy w końcu odetchnęłam.
-Alek jedź do domu, do Oli. Ona cię teraz potrzebuje w końcu jest w ciąży.
-Już do niej jadę. Inia?
-Hmm?
-Cieszę się, że już po wszystkim- uśmiechnął się.
-Ja też- odwzajemniłam uśmiech.
-To pa- pocałował mnie w policzek i Lizkę, a potem podał rękę Piotrkowi.
Westchnęłam i poszłam położyć małą do łóżeczka. Dość szybko zasnęła. Postanowiłam wziąć długą, odprężającą kąpiel. Gdy leżałam w wannie pełnej piany do łazienki wszedł mój mąż. Uśmiechnął się i zaczął rozbierać.
-Piotrek co ty robisz?
-Jak to co? Wskakuję do ciebie.
-Kochanie, ale...- za późno.
Wskoczył do wanny i pół jej zawartości się wylało. Zaczęliśmy się śmiać.
-Ty to sprzątasz- powiedziałam szybko.
-Na razie mam inne rzeczy do roboty- po tych słowach wpił się w moje usta. 

No i jest kolejny. Mam nadzieję, że się podoba. Jutro rozdział na pewno się nie pojawi, bo jadę na imieniny. Komentujcie :) 

czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział LVIII

       Następnego dnia czekaliśmy na Annę. Strasznie się denerwowałam. Nie wiedziałam czy ta kobieta kłamie, czy mówi prawdę. Siedziałam z Piotrkiem na kanapie, a na rękach trzymałam Lizkę. Zadzwonił dzwonek. Pit westchnął i poszedł otworzyć. Po chwili wszedł do salonu, a za nim nasz gość z dzieckiem.
-Pomyślałam- zaczęła- Że może chcielibyście poznać swoją córkę Arletę, a ja mogłabym poznać swoją … e jak się nazywa?
-Co z ciebie za człowiek?!- zdenerwowałam się i wstałam.
-Słucham?- wyglądała na zdziwioną.
-Jak możesz przejść nad czymś takim do porządku dziennego? Ty nie masz serca? A może nigdy nie zajmowałaś się tym dzieckiem i dlatego tak łatwo chcesz je oddać?
-O co wam chodzi? Chcę oddać wam waszą córkę i zabrać swoją, a jeszcze za to obrywam?
-A co pani myślała? Że przyjmiemy do wiadomości tą całą historię, zamienimy się dziećmi i zapomnimy?
-Tak właśnie myślałam.
-Piotrek trzymaj mnie, bo jej przywalę- mówiłam przez zęby i zaczęłam iść do kobiety mimo że nadal trzymałam Elizę.
-Inia, Inia czekaj- złapał mnie- Uspokój się.
-Nie oddam ci swojej córki! Lizka to moje dziecko! Nie twoje!
-Zróbmy testy. Jeśli wyjdzie, że ta mała to moja córka zabieram ją.
-Nie!
-Inia- mąż mnie uspokajał- Najpierw chcę zobaczyć akt urodzenia Arlety- zwrócił się do kobiety.
-A po co?- wyglądała jakby się … przestraszyła.
-No chcę sprawdzić czy urodziła się w tym samym szpitalu co Eliza i kiedy.
-To może eee jutro wam przywiozę.
-Nie trzeba. Zawiozę panią i przy okazji zobaczę.
-Tylko, że mój mąż go ma. Jeździ po mieście i chce całą tą sprawę zgłosić.
-No dobrze. W takim razie jak pani będzie go miała proszę zadzwonić.
-Zgoda. Do widzenia.
-Do widzenia- pożegnał się.
Gdy Anna wyszła wyrwałam się Piotrkowi i popatrzyłam na niego zdenerwowana. Czułam, że zaraz eksploduję.
-Co ty wyprawiasz?! Dlaczego jej ustąpiłeś?!
-Zanim ona to znajdzie my zrobimy testy DNA. Gdy przyjdzie z aktem urodzenia będziemy wiedzieć czy Lizka to nasza biologiczna córka.
-Przecież wyniki nie przyjdą jutro. Trzeba na nie czekać.
-Wiem. Jeśli jest oszustką to będzie musiała zamówić fałszywy dokument, a tego raczej też nikt nie zrobi z dnia na dzień.
-Masz rację- uśmiechnęłam się- To kiedy jedziemy?
-Od razu. Już wczoraj nas umówiłem.
-Dziękuje i przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam.
-Spokojnie. Rozumiem cię. Troszczysz się o małą.
Pojechaliśmy i pobrali od nas próbki do badań. Strasznie się denerwowałam. Po głowie chodziły mi różne myśli. Co jeśli to jednak prawda? Przecież nie mogę tak po prostu oddać Elizy. Kocham ją i nie przestanę.

Alek:

        Chciałem pomóc siostrze, ale nie wiedziałem jak. Zacząłem szperać w internecie i szukać czegoś o takich oszustwach. Niedawno o czymś takim słyszałem, ale nie wiedziałem za dużo na ten temat. Ola położyła mi ręce na ramionach.
-Kochanie masz coś?
-Niewiele.
-Nawet nie wiesz jak chciałabym, żeby to wszystko okazało się kłamstwem.
-Ja też- westchnąłem.
-Robię kolację. Chcesz coś?
-Nie dzięki.
Kolejną godzinę spędziłem przy komputerze. Gdy już traciłem nadzieję natrafiłem na coś ciekawego.
-Oluś chodź- zawołałem żonę.
-Co jest?
-Posłuchaj tego. Niedawno na terenie Polski doszło do kilku porwań małych dzieci. Ofiary wybieranie są wiekowo. Od niemowlaka do półtora rocznego dziecka. Schemat jest zawsze ten sam. Do domu przychodzi kobieta i mówi, że jej dziecko zostało podmienione w szpitalu. Pokazuje testy, z których wynika, że nie jest matką dziecka, z którym przychodzi. Niedługo potem pod pretekstem lepszego poznania rzekomo swojej latorośli zabiera ją na spacer i z nią znika. Doszło już do czterech porwań w Katowicach, Krakowie, Kielcach i Lublinie. Policja nadal nie wpadła na trop porywaczy. Są podejrzenia, że może być to zorganizowana grupa, która zajmuje się sprzedażą dzieci. Prosimy wszystkich o ostrożność i poinformowanie policji jakby miał ktoś jakieś wieści.
-Myślisz, że to ta grupa?- spytała przerażona.
-Nie wiem. Jeśli tak to trzeba być bardzo ostrożnym. Pod żadnym pozorem nie mogą zostawić tej kobiety samej z Lizką.

Inga:

          Następnego dnia po wizycie w szpitalu pojechaliśmy z Piotrkiem na halę, na trening. Postanowiłam, że do rozwiązania całej sprawy nie spuszczę z córki oka i wzięłam ją ze sobą. Gdy weszłam z małą do szatni dziewczyny od razu się na nią rzuciły i brały na ręce. Spokojnie się przebrałam i poszłam na salę.
-Trenerze- podeszłam do niego- Miałabym prośbę.
-Pit mi już wszystko wyjaśnił. Zajmę się nią.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się i podałam mu Lizkę.
Rozciągałam się koło Kaśki. Koło mnie usiadł Pit, a koło niego Alek. Pokazał mi, żebym poszła z nim w ustronne miejsce pogadać. Zdziwiona wstałam.
-Alek co jest?
Wziął głęboki oddech i zaczął mi opowiadać o tym co przeczytał. Byłam w szoku. Wiedziałam, że dobrze robię nie spuszczając córki z oka.
-Dzięki za ostrzeżenie.
-Achremowie!- pojawił się trener- Nie obijać się!
-O przepraszam już od dawna nie można tak mówić- wtrącił się Piotrek.
-To przyzwyczajenie i się już nie odzwyczaję- odparł- Wracajcie do treningu.
Westchnęłam i poszłam ćwiczyć.
-Poodbijacie w parach. Inga z Jochenem, Kaśka z Dawidem, Pit z Agnieszką, Igła z Pauliną na drugą stronę.
Spojrzałam ukradkiem na środkowego. Nie był zachwycony, ale chyba zaczął się przyzwyczajać, że nie może ze mną ćwiczyć.

Dwa tygodnie później:

Po południu mieliśmy z Piotrkiem pojechać po wyniki badań. Strasznie się bałam. Tego samego dnia dzwoniła Anna z wiadomością, że ma już akt urodzenia Arlety. Tłumaczyła, że nie mogła wcześniej ze względu na chorobę małej. Siedziałam z mężem i Lizką w szpitalu. Gdy wszedł lekarz serce zaczęło mi szybciej bić.
-Panie doktorze i jak?
Nic nie powiedział tylko podał nam kopertę. Szybko ją rozdarłam i spojrzałam na wyniki.

Dziś tak kompleksowo dodałam na wszystkich blogach. Zachęcam do czytania moich dwóch pozostałych opowiadań Siatkarska przyszłość i Miłość do siatkarza.  Dziś miałam pożegnanie klas trzecich. Dostałam piękny pucharek z ceną :P i dyplom z błędem. Wyszło, że reprezentowałam szkołę w latach 2010/1013. 15 komentarzy = nowy rozdział ;)

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział LVII

     Dziewczyna patrzyła na mnie smutnymi oczami, a ja nie wiedziałem co mam robić. W ogóle się nie odzywała.
-Przepraszam, mogę w czymś pomóc?- spytałem w końcu.
-Chyba tak. To jest pana dziecko.
-Słucham?!
Gwałtownie się odwróciłem i zobaczyłem Ingę z Lizką na rękach. Miała łzy w oczach, a ja nie miałem pojęcia co się dzieje. Przyciągnąłem żonę do siebie choć się broniła.
-Zostaw mnie! Masz dziecko z inną! Zdradziłeś mnie!
-Nie prawda! Uwierz mi- spojrzałem jej w oczy.
Uspokoiła się trochę. Cieszyłem się, że mi ufa. Odwróciłem się w stronę nieznajomej dziewczyny. Stała przestraszona.
-Kim pani jest i czemu pani kłamie?- zapytałem.
-Ja nie kłamię. To wasze dziecko- wskazała trzymaną na rękach dziewczynkę.
Spojrzałem zdezorientowany na żonę. Również nie wiedziała o co chodzi tej kobiecie.
-To jest nasza córka- podniosła wyżej Elizę- A tego dziecka nigdy na oczy nie widziałam.
-Podmienili nam dzieci w szpitalu- wydusiła w końcu- Możemy porozmawiać?

Alek:

         Po tym co powiedziała mi Ola byłem załamany. Chciałem mieć z nią dzieci. Jednak, gdy powiedziała, że chciała przez to uciec sprzed ołtarza nie odważyłem się tego powiedzieć. Przytuliłem ją tylko i szeptałem na ucho, że nic się nie dzieje. Postanowiłem pojechać do sklepu, by móc wszystko przemyśleć. Chociaż w sumie … o czym miałem myśleć? Nie mogłem już nic zmienić. Kochałem Olę i chciałem z nią spędzić resztę życia. Pewnie będziemy zajmować się dziećmi Ini i Piotrka, albo adoptujemy jakieś. Wróciłem do domu i udałem się do kuchni. Po chwili koło mnie pojawiła się Aleksandra.
-Muszę ci coś pokazać- była radosna.
-Co?- wysiliłem się na uśmiech.
-Była tu dziś Inga i … -podała mi test ciążowy.
-Pozytywny? Nie mów, że moja siostra znowu jest w ciąży?- zdziwiłem się.
-Nie, nie, nie. To nie jest test Ini. Ona go tu tylko przyniosła, a zrobiłam go ja- od razu zaczęła tłumaczyć.
-Co?- byłem w szoku.
-Jestem w ciąży!- rzuciła mi się na szyję- Lekarz się pomylił!
-Kochanie to cudownie!- przytuliłem ją i zakręciłem- Ale skąd Inga o tym wiedziała?
-Była u mojego lekarza i rozmawiała z nim. Powiedział jej, że moje wyniki mogą znaczyć ciążę, albo kłopoty z zajściem w ciąże. Skoro nie miałam żadnych objawów to wykluczył, że spodziewam się dziecka.
-Muszę do niej pojechać- ożywiłem się.
-Alek jest u niej teściowa.
-Uuu to chyba zrezygnuję- od razu zawróciłem.
-Miała wyjechać, ale nie wiem czy już jej nie ma.
-Pff- podrapałem się za głową- No nic zaryzykuję. Najwyżej posłucham ich docinek- zaśmiałem się- Czasem to lepsze niż najlepsza komedia.
-Dobra jedź- pocałowała mnie.
Pobiegłem do auta i szybko pojechałem do siostry. Chciałem jej podziękować. Gdyby nie ona nadal nie wiedzielibyśmy o ciąży Oli. Gdy podjeżdżałem wyszła od nich jakaś kobieta z dzieckiem. Spojrzałem na nią zdziwiony, a potem zadzwoniłem dzwonkiem.
-Czego jeszcze pani chce?!- otworzyła mi zapłakana Inia- Alek- wtuliła się we mnie.
-Siostra co się dzieje?
Weszliśmy do domu, a Inga nadal płakała. Starałem się ją uspokoić, ale na próżno. W salonie siedział Piotrek z Elizą na rękach. Również był smutny, a po policzku spływały mu łzy. Zaniepokoiłem się. Siostra mnie puściła i zaczęła przytulać Lizkę. Nie wiedziałem czy coś się z nią dzieje.
-Powiecie mi co się stało?
-Chodzi o małą- Pit zabrał głos- Przyszła do nas jakaś kobieta z dzieckiem i powiedziała, że podmienili je w szpitalu i Eliza nie jest naszą córką tylko jej.
-Co?! To niemożliwe!
-Miała jakieś testy ze sobą, z których wynikało, że tamto dziecko nie jest jej. Chce, żebyśmy też przeprowadzili test.
-Nie ma prawa was o to prosić! Lizka to wasza córka! Jakim cudem teraz się zorientowała? Minęło kilka miesięcy.
-Ponoć tamta dziewczynka jest chora. Podczas badań wykryto niezgodność DNA- ciągnął środkowy.
-Alek ja nie oddam jej- Inia w końcu się odezwała- To moja córka. Nie oddam jej nikomu.
-A co jeśli to nie twoja córka? Co jeśli twoim dzieckiem jest to, które przyniosła ta kobieta?- dopytywałem.
-Ja nie wiem- wybiegła z pokoju.
-Inia przepraszam nie chciałem- pobiegłem za nią.
Leżała w sypialni i wypłakiwała się w poduszkę. Serce mi pękało jak na nią patrzyłem. Usiadłem z brzegu i przytuliłem ją.
-Spokojnie wszystko będzie dobrze.
-Skąd wiesz?! Co jeśli ona będzie chciała mi zabrać Lizkę?!
-Jeśli to jej córka to będzie mieć do tego prawo.
-Nie! To moje dziecko! Nie ma do tego prawa i nie będzie mieć!
-Pomyśli logicznie, Inia. Co jeśli to wszystko okaże się prawdą? Nie będziesz chciała poznać swojej córki?
Więcej się nie odezwała tylko spojrzała na mnie smutno.
-Proszę powiedz.
-Jak możesz? To twoja chrześnica.
-Przepraszam- zrozumiałem w końcu- Wiem, że kochasz Elizę. Też ją kocham.
-Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
-Jak się w ogóle nazywa ta mała?
-Arleta.
-A ta kobieta?
-Anna Nowak.
-Pokazała wam jakieś papiery?
-Już ci mówiłam o testach.
-Nie chodzi mi o to, tylko o akt urodzenia tej Arlety. Trzeba sprawdzić czy rzeczywiście urodziły się w tym samym szpitalu.
-Masz rację. Zostawiła nam swój numer. Zadzwonię i poproszę ją o to.
-Nie dzwoń.
-Czemu?
-Słyszałem ostatnio o takiej akcji.
-Jakiej?
-Przychodzi się do ludzi, mówi, że podmieniono ich dzieci w szpitalu po czym zabierają dziecko, żeby je poznać czy coś, a potem nie wracają z nim.
-Co?!
-Nie waż się dawać tej kobiecie Lizki. Trzeba wszystko sprawdzić.

No dobra jest kolejny. Mam nadzieję, że się podoba, bo coraz poważniej myślę o zakończeniu tej historii. 15 komentarzy = nowy rozdział. 

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział LVI

       Wyszłam szybko z gabinetu lekarza. Musiałam sprawdzić to co mi powiedział. Była szansa, a ja chciałam ją jak najszybciej sprawdzić. Po szybkiej wizycie w aptece pojechałam do Oli. Otworzyła mi w o wiele za dużej koszulce Alka. Spojrzałam na zegarek. 13:30. No dobra nowożeńcy mają prawo pomyślałam.
-Musimy pogadać. Jest Alek?- weszłam do środka.
-Nie ma. Wyszedł po coś na śniadanie.
-Śniadanie? O 13:30?
-No takie spóźnione- zarumieniła się.
-Dobra koniec tych rozmów. Nie traćmy czasu- wyjęłam z torebki małe pudełeczko i podałam jej- Idź już.
-Ale Inia po co?- zrobiła smutną minę- Alek już wie i akceptuje mnie taką jaka jestem.
-Ola ty nic nie rozumiesz. Proszę zrób ten test. Byłam dziś u twojego lekarza.
-Co ci powiedział?- widziałam, że ożywiła się w niej nadzieja.
-Idź- wepchnęłam ją do łazienki.
Czas mi się dłużył. Wiedziałam, że to zadecyduje o wszystkim i Ola chyba też to wyczuła, bo nie zadawała więcej pytania. W końcu wyszła. Od razu się podniosłam.
-I?- podała mi test. Dwie kreski.
-Inie jestem w ciąży- rzuciła mi się na szyję- Dziękuję.
-Nie masz mi za co dziękować. Lekarz się pomylił. Uznał, że skoro nie masz żadnych objawów to nie możesz spodziewać się dziecka i powiedział ci, że będziesz mieć kłopoty z zajściem w ciążę, bo to była druga diagnoza.
-Kocham cię- przytuliła mnie jeszcze mocniej.
-Ja ciebie też. Zawsze byłyśmy jak siostry pamiętasz?
-Pewnie- uśmiechnęła się.

Pit:

            Wstałem, ale Ini już nie było. Ubrałem się i poszedłem do kuchni, gdzie zastałem swoją matkę.
-Cześć mamo- powiedziałem.
-Cześć. Słuchaj Inga mówiła ci o swoich badaniach?
Oho zaczyna się przesłuchanie. Zaświeciła mi się czerwona lampka. Moja rodzicielka nadal nie przepadała za moją żoną. Była wobec niej podejrzliwa i zawsze, gdy przyjeżdżała wypytywał się o wszystko.
-O badaniach? Pewnie zawsze mi o nich mówi- starałem się zabrzmieć wiarygodnie, choć nie miałem o niczym pojęcia.
-Aha- widziałem, że była zawiedziona.
-Mamo kiedy w końcu zrozumiesz, że tworzymy z Inią dobre małżeństwo i wspaniałą rodzinę? Nie musisz cały czas jej szpiegować.
-Czy ja kogoś szpieguje?- udała zdziwioną- Po prostu martwię się o was.
-Jasne- westchnąłem- Gdzie tata?
-Znosi bagaże do samochodu, bo wyjeżdżamy za godzinę, a twojej żony jakoś nie widać. Nawet się z nami nie pożegna?
-Oj może u lekarza coś ją zatrzymało. Na pewno zdąży- starałem się bronić ukochanej.
-No zobaczymy- rzuciła tylko i wyszła.
Szybko chwyciłem za telefon i wybrałem numer. Miałem dość humorów mamy i nie chciałem, żeby znowu narzekała.
-Co jest kochanie?- usłyszałem.
-Inia gdzie jesteś?
-U Oli.
-Czemu powiedziałaś mojej mamie, że idziesz na badania?
-Bo byłam u lekarza, ale nie chodziło o moje badania. Wszystko ci wyjaśnię jak wrócę.
-Czyli kiedy?
-Nie wiem.
-Za godzinę moi rodzice wyjeżdżają i oczywiście mama narzeka, że się z nimi nie pożegnasz.
-Chciałabym nie zdążyć.
-Inia.
-Pff no dobra. Będę najpóźniej za pół godziny, ale robię to tylko dla ciebie.
-Ok pa.
Rozłączyłem i się i zjadłem śniadanie. Ojciec siedział z matką na kanapie i coś oglądali, a ja poszedłem do Lizki. Trzymałem ją na rękach i co chwila zerkałem na zegarek. Minęło 20 minut, a Ini nadal nie było. Musiała zdążyć. W końcu usłyszałem otwieranie drzwi. Zszedłem z córką na dół. Inga uśmiechnęła się na nasz widok i przejęła małą.
-Myślałam, że już nie zdążysz przed naszym wyjazdem- obok mnie w mgnieniu oka pojawiła się moja mama.
-Miałabym przegapić … -udało mi się ją szturchnąć- Znaczy nie mogłabym przegapić pożegnania. Chciałam podziękować za opiekę na Lizką.
-To nasza wnuczka. Nie ma za co. No mieliśmy wyjechać później, ale skoro już jesteś to będziemy się zbierać. Pa synku- uśmiechnęła się do mnie.
Pocałowała w główkę Elizę i lekko, aczkolwiek sztucznie uśmiechnęła się do Ingi. Tato też się z nami pożegnał. Gdy odjechali usiedliśmy na kanapie.
-Czy ona musi mnie tak sprawdzać i nie lubić?
-Z tym drugim nie jesteś lepsza. Przyznaj końcówka tego zdania miała brzmieć: tak szczęśliwą chwilę?
-Oj tam. Ona nie ma prawa winić mnie za sprawki Aleksa. Zrozumie to kiedyś?
-Przejdzie jej- pocałowałem Inię.
-Kiedy? Już minęło tyle czasu. Urodziłam jej wnuczkę, a ona nadal mnie nie znosi.
-Będzie lepiej- starałem się ją pocieszyć.
-Dobra psuje mi to humor.
-Właśnie miałaś mi wszystko wyjaśnić- spojrzałem na nią ciekawy co mi zaraz powie.
-Byłam u lekarza Oli, bo powiedziała mi wczoraj, że najprawdopodobniej nie będzie mogła mieć dzieci.
-O kurcze.
-No i poszłam do jej lekarza. Okazało się, że jej wyniki mogą oznaczać dwie rzeczy i na szczęście oznaczały tę drugą.
-Chyba nie bardzo rozumiem.
-Ola jest w ciąży- uśmiechnęła się- Lekarz sądził, że skoro nie ma objawów nie ma dziecka i postawił złą diagnozę.
-To super. Będziesz ciocią.
-A ty wujkiem.
Przytuliłem ją. Wtedy wyczułem, że Lizka się wierci.
-Wiesz ona chyba nie lubi, gdy się ją zgniata- zaśmiała się Inia.
Przejąłem od niej córkę i pocałowałem. Poszliśmy we trójkę na górę i bawiliśmy się z małą. Musiałem przyznać, że gdy się wysypiała miała strasznie dużo energii i umiała zmęczyć każdego.
-Trzeba ją Igle podrzucić- zaśmiałem się- Może straci trochę energii.
-A nie bałbyś się jej z nim zostawić?
Zacząłem się zastanawiać i przygryzłem dolną wargę. Kiwnąłem twierdząco głową.
-Masz rację. Bałbym się.
Zadzwonił dzwonek.
-Otworzysz?- spytała.
-Jasne.
Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem dość młodą dziewczynę z dzieckiem. Spojrzała na mnie smutno.

No i kolejny. Przepraszam, że tak późno, ale zaczytałam się. W dwa dni przeczytałam całą książkę "Intruz" Czytał ktoś? Jak nie to na prawdę serdecznie polecam. Tak się zaczytałam, że zapomniałam zjeść obiadu i kolacji :D No dobra 15 komentarzy = nowy rozdział.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział LV

      Nie miałam pojęcia co się z nią działo. Zawsze kochała Alka, a teraz gdy miała w końcu za niego wyjść uciekała? To nie miało sensu. Dzięki temu, że byłam sportowcem szybko ją dogoniłam.
-Ola co się z tobą dzieje?- spytałam- Dlaczego chcesz uciec?
-Inia ja nigdy mu tego nie dam!
-Ale czego?- nie rozumiałam.
-Rodziny, na którą zasługuje- po policzku poleciały jej łzy.
-Chodź- objęłam ją i wróciłyśmy do pokoju.
Podałam jej chusteczki i cierpliwe czekałam, aż mi wszystko wytłumaczy. Po chwili się trochę uspokoiła.
-Byłam u lekarza niedawno- zaczęła- Alek bardzo chce mieć dziecko odkąd urodziłaś- łamał jej się głos.
-I co ci powiedział?
-Że będzie mi bardzo ciężko zajść w ciążę, o ile w ogóle zajdę- znów się rozpłakała.
-Ola spokojnie. Za godzinę bierzesz ślub. Nie możesz płakać, bo będziesz mieć czerwone oczy.
-Ja nie mogę wyjść za mąż! Alek zasługuje na pełną rodzinę, a ja mu tego nie dam. Nie wyjdę za niego, znajdzie sobie taką, która mu da dziecko.
-Ale on kocha ciebie- położyłam jej ręce na policzkach- Lekarz mówił coś jeszcze?
-Już mówiłam. Powiedział, że moje wyniki mogą wskazywać dwie rzeczy, ale w tym przypadku to trudności z zajściem w ciążę.
-Ola proszę pomyśl logicznie. On cię kocha, ty go też. Poradzicie sobie- przytuliłam go- Zrobię cię na bóstwo i jedziesz do kościoła jasne?
-Ale
-Żadne ale. Bierzesz ślub jasne?
-Jasne- uśmiechnęła się lekko.
-Daj mi namiar do twojego lekarza- poprosiła.
-Ale po co ci?- zdziwiła się.
-Chcę coś sprawdzić.
Podała mi go, a potem zrobiła jej od nowa makijaż. Pojechałyśmy do kościoła. Cały czas się bałam, że Ola jednak się rozmyśli i ucieknie.
-Ja Alek biorę sobie ciebie Olu za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci- powiedział mój brat uśmiechnięty od ucha do ucha, a ja wzięłam głęboki oddech. Teraz musiała to wszystko powiedzieć moja przyjaciółka.
-Ja Ola biorę sobie ciebie Alku za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i Wszyscy Święci- po jej słowach odetchnęłam.
-Olu przyjmij proszę tę obrączkę na znak mojej miłości i wierność.
-Alku przyjmij proszę tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności.
Widziałam, że się uśmiecha. Gdy wyszli z kościoła spojrzała na mnie i powiedziała bezgłośnie „dziękuję”. Dojechaliśmy na wesele. Wszystko było pięknie przygotowane. Na początku oczywiście wszyscy otrzymali szampana.
-Chciałbym wznieść toast za moją żonę- zaczął mój brat- Za to, że mogę już powiedzieć, że jesteśmy rodziną i w najbliższym czasie będziemy starli się ją powiększyć.
Rozbrzmiało chóralne „uuu”. Widziałam, że Oli zrzedła mina. Jako świadkowa siedziałam obok przyjaciółki, a Pit jako świadek koło Alka. Pierwszy taniec oczywiście rozpoczęła młoda para. Zaraz po nich podszedł do mnie mąż.
-Mogę prosić?- uśmiechnął się.
-Oczywiście- odwzajemniłam uśmiech.
Poszliśmy na parkiet, który szybko się zapełnił.
-O której musimy wrócić?- spytałam Piotrka.
-O której chcemy. Rodzice powiedzieli, że zajmowanie się Lizką to dla nich czysta przyjemność i możemy przetańczyć całą noc- pocałował mnie.
Zabawa trwała w najlepsze. W pewnym momencie ja wylądowałam ramionach brata, a Ola mojego męża.
-I jak się bawisz?
-Cudownie- odpowiedziałam- Twój toast był oryginalny. Jeszcze nie byłam na weselu, gdzie pan młody ogłosiłby wszystkim, że stara się z żoną o dziecko.
-Oj tam. Po prostu jestem szczęśliwy i chcę mieć dziecko z moją ukochaną.
-A co byś zrobił, gdyby wam nie wyszło.
-Ale co małżeństwo?- zdziwił się.
-Nie- wzięłam głęboki oddech- Gdybyście nie mogli mieć dzieci. Co byś zrobił?
-Ciężkie pytanie. Co miałbym zrobić? Kocham Olę i albo zajmowalibyśmy się twoimi dziećmi, albo adoptowalibyśmy jakieś. Skąd to pytanie?
-Tak mi się nasunęło.
-Inia znam cię.
-Alek nie mówmy o tym. Nie teraz proszę. Mamy się bawić.
-No dobra- spojrzał na mnie podejrzliwie.
Bawiliśmy się dalej. Przyszedł czas na rzucanie welonem. Ola ustawiła się, a wszystkie niezamężne dziewczyny stały za nią. Siedziałam mężowi na kolanach i oglądałam wszystko z boku. Nie mogłam w końcu łapać bukietu. Rzuciła i … bukiet złapała dziewczyna Grześka. Spojrzałam na środkowego i się zaśmiałam. Zrobił wielkie oczy i poszedł łapać krawat. Podbiegłam do brata.
-Alek celuj w Kosę. Błagam.
-Nie ma sprawy- uśmiechnął się- Wpadłem na ten sam pomysł- mrugnął do mnie.
Wróciłam na swoje miejsce.
-Co wymyśliłaś?- spytał Pit.
-Zaraz zobaczysz.
Po chwili krawat wylądował prosto w rękach środkowego. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Poczułam pocałunek na szyi.
-To twój pomysł?
-Mój, ale Alka też- zaśmiałam się.
-Pamiętasz nasz ślub?- westchnął- Do niedawna był to najszczęśliwszy dzień mojego życia.
-Jak to do niedawna?
-No, bo potem urodziła się Lizka.
-No tak- pocałowałam go.
Zabawa trwała do rana. Wykończona wróciłam z Piotrkiem do domu. Jego rodzice spali w pokoju gościnnym, a ja zaglądnęłam do córki. Słodko spała. Uśmiechnęłam się i cichutko wyszłam. Położyłam się obok męża i zmęczona zasnęłam. Następnego dnia wstałam dość wcześnie. Miałam plan. W kuchni napotkałam teściową.
-Cześć mamo- przywitałam ją.
-Cześć- odpowiedziała mi- Wychodzisz gdzieś?
-Tak. Muszę iść do lekarza.
-Jesteś chora?
-Nie to … rutynowa kontrola- skłamałam.
Wzięłam ze stołu jabłko i wyszłam. Z teściową miałam nie najgorszy kontakt, ale zbyt dobry też nie był. Obwiniała mnie o to, że chciałam uciec z Aleksem, chociaż byłam żoną Pita i nosiłam pod sercem jego dziecko, a to przecież Atanasijević mnie porwał. Jej jednak nie dało się tego wytłumaczyć. Po 15 minutach byłam na miejscu.
-Pani Nowakowska- recepcjonistka uśmiechnęła się na mój widok- Ale pani nie była na dziś umówiona.
-Nie, ale chciałabym porozmawiać z doktorem.
-Oczywiście powiadomię go.
Po chwile weszłam do gabinetu. Podałam rękę mężczyźnie i usiadłam.
-Co panią do mnie sprowadza? Czyżby kolejna ciąża?
-Nie, na razie nie. Chodzi o moją przyjaciółkę. Aleksandrę Achrem.
-Przykro mi, ale obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
-Wiem, ale ona mi wszystko powiedziała. Chcę tylko wiedzieć jaka może być druga opcja jej wyników.
-Skoro pani wszystko wie niech będzie. 

No to kolejny. Przyznam szczerze, że obecnie moje życie trochę się skomplikowało, ale postaram się was nie zaniedbywać i dodawać rozdziały. Chcę was przygotować na to, że mogę mieć przestój z powodu wyjazdu. W piątek jadę na tydzień do Bułgarii i nie wiem czy uda mi się dodawać wpisy. Również około 20 lipca wyjeżdżam na dwa tygodnie i są małe szanse, że będę mogła wtedy coś dodać. Na razie jednak postaram się. 15 komentarzy = nowy rozdział.
PS: Dodałam również rozdział na siatkarskiej przyszłości tak jak mnie prosiła jedna z czytelniczek.  

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział LIV

       Dwa dni później wyszłam ze szpitala. Piotrek podjechał po mnie. Widziałam iskierki szczęścia w jego oczach. Uśmiechnęłam się i wsiadłam z córką do auta. Po 15 minutach byliśmy w domu. Poszłam do pokoju Elizy. Okazało się, że mąż pięknie go urządził. Uśpiłam małą i położyłam w łóżeczku. Nie mogłam od niej oderwać oczu. Koło mnie pojawił się środkowy i położył mi ręce na biodrach. Uśmiechnęłam się do niego. Wziął mnie za rękę i wyszliśmy z sypialni córki.
-Mogłabym na nią patrzeć cały dzień.
-Niech się wyśpi. Później będziemy się z nią bawić tak długo, aż padniemy- pocałował mnie, a potem przytulił.
Usiedliśmy w salonie na kanapie i włączyliśmy telewizor. Wybór oczywiście padł na polsat sport. Leciała powtórka meczu, ale nie mogłam się na niej skupić. Chciałam wziąć moją córeczkę. na ręce. Nigdy nie sądziłam, że macierzyństwo sprawi mi taką radość. Kiedyś nie widziałam siebie w roli matki, a teraz nie wyobrażałam sobie życia bez tej kruszynki. Westchnęłam tylko i wtuliłam się w Piotrka. Przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Chłopaki nie mają pojęcia, że urodziłaś- powiedział mój mąż.
-Co? Nie powiedzieliście im?
-Nie. Uznaliśmy z Alkiem, że to będzie taka mała niespodzianka.
-W sumie dobry pomysł- uśmiechnęłam się- Taki szok mały przeżyją. A trener?
-Obiecał, że nic nie powie.
Zadzwonił dzwonek. Zdziwiłam się lekko. Mąż poszedł otworzyć, a ja udałam się do pokoju córki. Usłyszałam z dołu krzyki.
-Pit! Parapetówki nie zrobiłeś to my ją urządzimy!- to był Igła.
Wszyscy zachowywali się strasznie głośno. Zbiegłam na dół.
-Krzysiek zamknij się- powiedziałam.
-Inia? Ale ty to znaczy- nie mógł się wysłowić.
-Urodziłaś?- spytał Grzesiek.
-Jak widać.
-Kiedy?
-Zaczęłam rodzić w szatni.
-Myślałem, ze to był tylko kawał- Ignaczak odzyskał mowę.
-Miał być, ale cóż. Wyszedł kawał i poród.
-Pokażcie młodego- uśmiechnął się libero.
-Młodą- poprawił go Pit.
-Córka? Super!- krzyknął.
-Krzysiek- upomniałam go, ale było za późno.
Usłyszałam płacz małej i poszłam do niej. Wzięłam ją na ręce i wróciłam do towarzystwa. Każdy chciał potrzymać dziecko.
-Jak daliście jej na imię?- spytał Jochen.
-Eliza Kinga.
-Ładnie- atakujący uśmiechnął się.
Gdy już każdy po kolei miał ją na rękach mogłam ją wziąć. Poszłam ją nakarmić, a potem położyłam się z Elizą w sypialni i się z nią bawiłam. Nie miałam ochoty na zabawę. Chciałam tylko cieszyć się córką. Po chwili dołączył do mnie Piotrek.
-Nie mam ochoty z nimi imprezować. Wolę spędzać czas z wami.
Usiadł na łóżku i wziął małą za rączkę. Chciałam, żeby tak było zawsze, żebyśmy tworzyli szczęśliwą rodzinę. W końcu musiałam położyć Elizę. Zeszliśmy na dół zobaczyć czy nasz dom nie został jeszcze zrujnowany. O dziwo wszyscy siedzieli przy telewizorze.
-Co oglądacie?- spytałam.
-Twój popis aktorski i przerażone twarze Kosy i Igły- odpowiedział Konar.
Usiedliśmy z mężem i przyłączyliśmy się. Wszyscy prócz Grześka i Krzyśka śmiali się. Libero wystawił mi język i udał, że strzela focha.
-Jak mogłaś?
-To za ten wyścig ze Zbyszkiem. Jesteśmy kwita.
-A myślałem, że o tym zapomniałaś i nam się upiecze- środkowy włączył się.
-Nie ma takiej możliwości.

Kilka miesięcy później:

       Rozpoczął się nowy sezon ligowy, a ja wróciłam już do treningów. Rozgrzewałam się przed pierwszym meczem po porodzie. Przyszedł czas na prezentowanie pierwszych szóstek.
-I z numerem czwartym powracająca po urlopie macierzyńskim do gry Inga Nowakowska. Gratulujemy świeżo upieczonym rodzicom.
No chyba już nie tak świeżo, ale niech im będzie pomyślałam. Przyszedł czas na mecz. Pierwsze piłki nie siadały mi za dobrze, ale kolejne już świetnie. Mecz był wyrównany. W trzecim secie poszłam na zagrywkę przy stanie 23:23. Wzięłam głęboki oddech. Piłka w górze i … as! Jeszcze jeden pomyślałam. Wyrzuciłam piłkę. Złe przyjęcie przeciwnika co skutkowała prostą wystawą, wysoką do prawego i wspaniały blok! Na tablicy widniał wynik 2:1 dla nas. Teraz trzeba było to wygra, żeby mieć trzy punkty na dobry początek. Set zaczął się kiepsko 5:1 dla Muszyny i czas dla nas. Trener nie źle nas opieprzył. Wróciłyśmy na boisko zmotywowane. Spojrzałam w stronę męża. Trzymał na rękach Elizkę i uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i wróciłam do gry. Udało nam się wyrównać. Po chwili wyszłyśmy na prowadzenie i to trener przeciwnej drużyny wziął czas. Szło nam świetnie. Prowadziłyśmy 20:15. Przeciwniczki popełniały coraz więcej błędów i mecz skończył się 3:1.
-Czas na wybór MVP.
Nie słuchałam już tylko patrzyłam na córkę i chciałam wziąć ją na ręce. Wtedy dziewczyny zaczęły mnie wypychać.
-Co jest?- zapytałam.
-Zostałaś MVP- powiedziała Agnieszka.
Uśmiechnęłam się i podeszłam odebrać nagrodę. Podeszłyśmy pod siatkę pożegnać się z przeciwniczkami, a potem podbiegłam do męża.
-Daj mi ją.
Przekazałam mi statuetkę, a sama wzięłam Lizkę na ręce i poszłam się rozciągać. Koleżanki z drużyny okrążyły mnie i przejmowały po kolei małą. W końcu wróciła do mnie. Po rozciąganiu podałam córkę Piotrkowi, a sama rozdawałam autografy i robiłam sobie zdjęcia z fanami. Gdy udało mi się wydostać z tłumu udałam się do szatni, przebrałam i wróciłam z mężem do domu. Tydzień później miał odbyć się ślub Alka i Oli. Razem byłyśmy kupić sukienki. Malowałam ją i czesałam.
-Denerwujesz się?- spytałam.
-Pewnie, że tak. Inia jak ty sobie z tym poradziłaś?
-Ja nie jestem najlepszym przykładem.
-Czemu?
-Bo mało nie uciekłam przed ślubem. Zresztą pamiętasz.
-Ale byłam wtedy taka pewna tego co mówiłaś do Aleksa.
-Tak miało to brzmieć, ale szczerze to chciałam wtedy uciec i uciekłabym gdyby nie to, że musiałam go ukarać.
-Żałujesz?
-Nie. Właściwie to, że wyszłam za Piotrka to była najlepsza decyzja w moim życiu. Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Mam wspaniałego męża i cudowną córkę. Czego chcieć więcej?
-Twoja praca to twoja pasja. Chciałabym mieć takie cudowne życie jak ty, ale nigdy nie będę mieć.
-O czym ty mówisz?
-Nie mogę wyjść za Alka.
-Co?!
-Nie mogę- wstała i wybiegła.
-Ola!- pobiegłam za nią.

Przepraszam za zwłokę, ale skończyłam dziś szkołę i byłam na mieście to uczcić. Gdy wróciłam do domu okazało się, że jutro robimy grilla i kto ma sprzątać dom? Oczywiście ja. A teraz jeszcze mecz.. Jutro mam tego grilla, więc rozdział raczej na pewno nie pojawi się. Komentujcie :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział LIII

-Inia błagam powiedz, że żartujesz!- lamentował Kosok- Nie możesz teraz rodzić!
-Myślisz, że to zależy ode mnie?
-Otwórzcie! Błagam mamy tu rodzącą!- Krzysiek walił w drzwi i krzyczał z desperacją w głosie.
Zaczęłam głęboko oddychać, trzymałam się za brzuch i usiadłam. Wszystko musiało wyglądać wiarygodnie. Krzyknęłam.
-Inia błagam wytrzymaj- Grzesiek usiadł obok mnie i złapał za rękę- Oddychaj- sam zaczął brać szybkie, głębokie wdechy.
-To ja rodzę czy ty?
-Mam nadzieję, że żadne z nas.
-Nadzieja matką głupich … a no tak.
-Nawet kiedy rodzi potrafi być złośliwa- naburmuszył się.
Libero nadal dobijał się do drzwi, a ja znów krzyknęłam. Dobra czas spełnić prośbę Piotrka. Zwróciłam się do Igły.
-Krzysiek mam prośbę.
-Jaką?- w mgnieniu oka znalazł się przy mnie.
-Odbierz dziecko.
-Co?!- jego mina była bezcenna- Ja nie mogę, nie dam rady- zaczął chodzić nerwowo po szatni i łapał się za głowę- Inia proszę przestań rodzić!
-Czy ty się słyszysz?! Niby jak?!
Libero rozglądnął się po pokoju. Widziałam, że obaj siatkarze są strasznie zdenerwowani. Nawet zrobiło mi się ich przez chwilę żal. Znów krzyknęłam, a oni popatrzyli na mnie z przerażeniem. Chciało mi się śmiać.
-Grzesiek ty odbierz dziecko- odezwał się w końcu Krzysiek
-Co? O nie, nie, nie. Ciebie poprosiła, ty to zrobisz.
-Ja nie umiem!
-A ja umiem?!
Wtedy do szatni weszli śmiejący się siatkarze. Ja też wybuchnęłam śmiechem. Miny środkowego i libero były bezcenne. Wszyscy się z nich śmiali. Odsunęłam się na bok, bo nie chciałam, żeby mnie tam poturbowali i poczułam, że … wody mi odeszły. Byłam w szoku, nie wiedziałam co robić. Nikt nie zwracał w tamtej chwili na mnie uwagi, wszyscy dogadywali naszym ofiarom. Powoli trzymając się za brzuch wyszłam na korytarz. Stał tam trener.
-No Inia udało ci się.
-Nawet trener nie wie jak bardzo- po tych słowach przyszedł skurcz i krzyknęłam.
-Inga co się dzieje?- zaniepokoił się.
-Wody mi przed chwilą odeszły. Ja naprawdę zaczęłam rodzić.
-O matko. Zawołam Pita.
Szybko poszedł po mojego męża. Po chwili wrócił z Alkiem i środkowym. Z ich min wywnioskowałam, że jeszcze nic nie wiedzą.
-Co się dzieje?- spytał mój brat.
-Alek ja rodzę.
-Co?!- powiedzieli równo siatkarze.
Nim się zorientowałam mąż wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Widziałam, że się zdenerwował.
-Inia spokojnie. Zaraz będziemy w szpitalu. Zobaczysz urodzisz pięknego, zdrowego bobasa.
-Pit!- przerwałam mu- Wkurzasz mnie tym gadaniem.
-Już się zamykam, ale pomyśl. Wprowadziliśmy się już do nowego domu, teraz pojawi się w nim dziecko.
-Piotrek!
-Już, już.
Po chwili byliśmy w szpitalu. Lekarze się mną zajęli i zawieźli na porodówkę. Do sali wszedł środkowy.
-Kochanie wszystko będzie dobrze. Będę przy tobie cały czas.
Wtedy wszedł lekarz. Krzyczałam i strasznie mnie bolało. Trzymałam męża za rękę i ją co chwilę mocno ściskałam.
-Proszę przeć- usłyszałam doktora.
Znów krzyczałam i głęboko oddychałam. Byłam cała mokra i zmęczona, a nadal nie widać było końca. Miałam dość.
-Kochanie dasz radę- Pit cały czas mi powtarzał.
Znów lekarz mi kazał przeć. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Pit:

-Inia?- zdenerwowałem się- Inga co się dzieje?!
-Muszę poprosić pana o wyjście- powiedział lekarz.
-Ale co z moją żoną?!
-Proszę wyjść!
Poszedłem na korytarz. Nie miałem pojęcia co się stało. Siedział tam Alek, gdy mnie zobaczył zerwał się.
-Urodziła?- spytał.
-Nie- usiadłem i schowałem głowę w kolanach.
-To co się stało?
-Straciła przytomność. Lekarze nie chcą mi nic powiedzieć.
-Co?
Siedzieliśmy zdenerwowani na korytarzu. Nie umiałem usiedzieć i zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu. Po dwóch godzinach wyszedł lekarza. Od razu do niego podbiegliśmy i zasypaliśmy pytaniami.
-Panie doktorze co z moją żona?
-Co z dzieckiem?- dopytywał Alek.
-Pani Inga czuje się dobrze, chociaż jest zmęczona. Dziecko jest zdrowe ma 54 centymetry i waży 3,1 kilograma.
-A chłopiec czy dziewczynka?- chciałem wiedzieć.
-Dziewczynka. Przepraszam muszę iść do pacjentów.
-Mam córkę- ucieszyłem się- A mogę do niej wejść?- spytałem lekarza.
-Jak tylko przewiozą ją na salę to pielęgniarka powie panu, że może pan wejść.
-Dziękuję.
Usiadłem spokojnie na krzesełku i uśmiechnąłem się. Miałem z ukochaną córkę. Chciałem już wziąć tę kruszynkę na ręce i ją przytulić.
-Jestem wujkiem- koło mnie usiadł uśmiechnięty Achrem.
-A ja … ojcem.
Po chwili przyszła pielęgniarka i zaprowadziła nas do sali, w której leżała Inia. Uchyliłem drzwi i wzruszyłem się. Moja żona trzymała na rękach naszą córkę. Podszedłem do nich i spojrzałem na dziecko. Spojrzałem ukochanej w oczy i przejąłem od niej małą.
-Jest cudowna. Dziękuję ci.
-Siostra- Alek przytulił Inię- Masz cudowną córkę. Jak dacie jej na imię?
-Eliza Kinga.
-Ładnie- uśmiechnął się.
-A skoro już tu jesteśmy to może … Pit- zawołała mnie.
-Tak?
-Chcielibyśmy cię poprosić, żebyś został ojcem chrzestnym naszej córki.
-Pewnie, że zostanę- ucieszył się- Mogę ją potrzymać?- zwrócił się do mnie.
-Jasne.
Ostrożnie przekazałem mu małą. 

No i kolejny jest :) Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Jutro kończę gimnazjum i jestem szczęśliwa. Zostanie tylko pożegnanie klas trzecich, odbiór świadectwa i koniec tej męczarni!15 komentarzy = nowy rozdział.